Trwa „obłaskawianie” pandemii. „Nie ma nadziei, że za miesiąc sytuacja wróci do normy”

Trwa „obłaskawianie” pandemii. „Nie ma nadziei, że za miesiąc sytuacja wróci do normy”

Zdj. ilustracyjne
Zdj. ilustracyjneŹródło:Shutterstock
Gdy myślimy, ile czasu zajmie szczepienie całej populacji w tempie, z którym dziś mamy do czynienia, uświadamiamy sobie, że to może być „never ending story”. Nie ma nadziei na to, że za miesiąc, czy dwa życie wróci do normy – mówi w rozmowie z „Wprost” prof. Marek Nowak, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Właśnie dlatego, zdaniem eksperta, dziś mamy do czynienia z fazą obłaskawiania kryzysu. – Część ludzi już normalnie funkcjonuje, choćby zdalnie, radzi sobie zawodowo, część przywykła do sytuacji, bo nie musi już dostrzegać zagrożenia, pandemia stała się czymś zwyczajnym – zauważył prof. Nowak.

Socjolog dodał, że zważywszy na fakt, ile światowy kryzys związany z pandemią już trwa, wbuduje on w nasze życie poczucie zagrożenia. – Stanie się ono elementem naszego funkcjonowania, będziemy musieli sobie z tym radzić, żyć ze świadomością, że świat, który nas otacza jest niezdefiniowany. Rzeczywistość niedookreślona, niestabilna, płynna może nas bardziej atakować, niż atakowała nas wcześniej. Pandemia jest przykładem kryzysu, który przyszedł całkowicie z zewnątrz. Niezależnie od tego, jak mądrzy i zdrowi jesteśmy, ile mamy pieniędzy, pandemia i tak stawia nas do pionu, profiluje sposób naszego funkcjonowania. Dawniej było tak, że jak ktoś miał kasę, zakres jego możliwości wyboru związany choćby z globalizacją, mobilnością społeczną był duży. Dziś można mieć kasę i być zamkniętym we własnym kraju. Dziś można zbankrutować mając biznes hotelarski – powiedział profesor.

Czytaj też:
Socjolog: Konserwatyści radzą sobie lepiej z pandemią

Świat do góry nogami

Socjolog zaznaczył, że dziś mamy do czynienia z zaburzeniem hierarchii społecznej, bo ci, którzy do niedawna „wygrywali”, dziś bywają na przegranych pozycjach, co powoduje eskalację ich oczekiwań, roszczeń.

– Przez wiele lat sektor usługowy dynamicznie rósł. Ci, którzy w nim funkcjonowali mieli się świetnie, wszystko działało według wzoru biznesu progresywnego, zorientowanego na trendy kapitalizmu, ale nagle przyszła pandemia i wszystko wywróciło się do góry nogami. Ktoś, kto ma hotel już nie jest człowiekiem sukcesu, ale ma gigantyczny problem, najpewniej zastanawia się, jak przetrwać tę sytuację – powiedział prof. Nowak.

I dodał: – Przedsiębiorcy stanowili grupę, która postrzegała kryzys w sposób pragmatyczny, zwracali uwagę głównie na sytuację materialną, do pewnego momentu ta grupa nie wyrażała powszechnie swojego niezadowolenia. Dziś to się zmieniło. To o tyle istotne, że to grupa, która w jakimś zakresie stabilizuje ład społeczny, stanowi rdzeń podtrzymujący kondycję społeczną, zresztą mówi się nawet o klasie średniej, która pełni funkcję stabilizacyjną w przypadku społeczeństw kapitalistycznych.

Czytaj też:
Czy kogoś dziwi libacja na Krupówkach? „Traktuje się nas jak bohaterów gry The Sims”

Czy grozi nam bunt?

W opinii eksperta część biznesu zaczyna bardzo alergicznie reagować na pandemię. – Do tego dochodzi zadawane sobie przez niektórych pytanie, w jakim stopniu pandemia jest realnym zagrożeniem, a w jakim formą kreacji władzy publicznej, bo pamiętajmy, że tego typu opinie w internecie też się pojawiają. Wydaje mi się, że może dojść do buntu, ze wszystkimi jego konsekwencjami i jest jasne, że przy pewnej skali tego zjawiska państwo nie będzie potrafiło buntu zatrzymać. Zasoby są ograniczone, policja i sanepid mają tylu pracowników, ilu mają, i na pewno nie będą w stanie zjawisk o charakterze masowym zablokować. Konsekwencje tego buntu odczuć mogą wszyscy. Może on wpływać na wzrost zachorowalności, co z kolei przełoży się na zapełnienie szpitali.

W momencie, gdy doprowadzimy do sytuacji, gdy system się zawali, zapłacimy za to bardzo wysoką cenę. I to jest coś, czego bardzo się obawiam, bo ludzie przestają racjonalnie analizować konsekwencje, bardzo koncentrują się na własnej sytuacji – stwierdził.

Źródło: Wprost