Nie żyje 37-letnia Agnieszka z Częstochowy. Rodzina wini szpital. Placówka zabrała głos

Nie żyje 37-letnia Agnieszka z Częstochowy. Rodzina wini szpital. Placówka zabrała głos

37-letnia Agnieszka z Częstochowy
37-letnia Agnieszka z Częstochowy Źródło: Facebook / Wioletta Paciepnik
Wojewódzki Szpital w Częstochowie wydał oświadczenie w sprawie śmierci 37-letniej Agnieszki. Kobieta trafiła do szpitala, będąc w bliźniaczej ciąży. Rodzina pacjentki wskazuje, że lekarze mieli czekać na obumarcie płodów, zamiast działać, przez co kobieta zmarła. Szpital odcina się jednak od zarzutów i wskazuje, że lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy. Placówka jednocześnie przyznaje, że przyjęto „postawę wyczekującą”.

37-letnia Agnieszka T. trafiła do szpitala w Częstochowie 21 grudnia ubiegłego roku, skarżąc się na ból w okolicach brzucha i wymioty. Kobieta z dnia na dzień była w coraz gorszym stanie. Rodzina powołuje się na epikryzę lekarską, z której wynika, że 23 grudnia 2021 roku obumarł jeden z płodów bliźniaczej ciąży, którą nosiła 37-latka.

Martwego płodu jednak nie usunięto. „Czekano aż funkcje życiowe drugiego z bliźniaków samoistnie ustaną. Agnieszka nosiła w swoim łonie martwe dziecko przez kolejne 7 dni” – pisze rodzina. Śmierć drugiego płodu nastąpiła 29 grudnia, ale i wtedy, przekonuje rodzina, nie zdecydowano się na natychmiastową reakcję. Usunięcie martwych płodów nastąpiło dopiero po kolejnych dwóch dniach (31 grudnia).

Agnieszka z Częstochowy nie żyje. Rodzina wini szpital

„Przez ten cały czas, zostawiono w niej rozkładające się ciała nienarodzonych synków. Nie zapomniano jednak w porę poinformować księdza, aby przyszedł na oddział i odprawił pogrzeb dla dzieci” – czytamy w apelu rozżalonej rodziny. Jak podaje rodzina, szpital utrudniał pozyskanie dokumentacji medycznej, sugerując, że 37-latka „pewnie najadła się surowego mięsa” i cierpi na chorobę wściekłych krów.

W tym czasie stan pacjentki uległ znaczącemu pogorszeniu. Z ginekologii, kobietę przewieziono na neurologię, a rodzina opisuje, że „była jak warzywo”. Rodzina podejrzewa, że 37-latka miała sepsę, co wnosi po wynikach badań, które w końcu udało jej się pozyskać. „Kiedy Agnieszka trafiła do szpitala badanie CRP wskazywało na 7 jednostek, dzień przed śmiercią, było to już 157,31H (norma 5), informacji o sepsie jednak nigdzie w dokumentach nie ma” – czytamy.

23 stycznia kobietę reanimowano, kolejnego dnia trafiła do szpitala w Blachowni, gdzie rodzinie wydano dokumentację medyczną. Dopiero wtedy bliscy 37-latki zapoznali się z wynikami poprzednich badań. Niestety, 25 stycznia kobieta zmarła.

Szpital wydał oświadczenie. „Przyjęto stanowisko wyczekujące”

Teraz szpital odniósł się do zarzutów w oświadczeniu. Jak czytamy, pacjentka najpierw trafiła do szpitala 6 grudnia, później ponownie pojawiła się 21 grudnia. „Po tym jak nastąpił zgon pierwszego dziecka (w dniu 23 grudnia 2021 roku) przyjęte zostało stanowisko wyczekujące, z uwagi na to że była szansa, aby uratować drugie dziecko. Pomimo starań lekarzy doszło do obumarcia również drugiego płodu” – czytamy w komunikacie.

Szpital zaznacza, że choć lekarze próbowali dokonać indukcji mechanicznej i farmakologicznej, „brak było odpowiedzi ze strony pacjentki pod postacią rozwierania się szyjki i skurczów macicy”. Poronienie możliwe było dopiero 31 grudnia – czytamy.

Szpital zastrzega, że lekarze robili wszystko, co w ich mocy. Wskazano wielokrotne konsultacje lekarskie, wymaz w kierunku SARS-CoV 2 (dwukrotnie ujemny), badania USG, badanie CRP (13 razy). „Najwyższe stężenie CRP odnotowane zostało w dniu 31.12.21r. i wynosiło 66.50mg/l, po czym nastąpił spadek wartości. Prowadzona była antybiotykoterapia i heparynoterapia. Ostatecznie wykonana została indukcja farmakologiczna i mechaniczna poronienia, która trwała dwa dni” – podaje szpital.

37-latka zakaziła się koronawirusem na oddziale?

Placówka dodaje, że kiedy stan zdrowia pacjentki się pogorszył, została przeniesiona na oddział neurologiczny. „Pacjentkę zaintubowano. Wykonano szereg kolejnych badań, na podstawie których stwierdzono cechy zatorowości płucnej i zmiany zapalne. Wykonano wymaz w kierunku SARS-COV II – wynik był pozytywny” – czytamy. Z informacji tej wynika, że pacjentka zakaziła się podczas pobytu w szpitalu.

„Podkreślamy, iż personel szpitala podjął wszystkie możliwe i wymagane działania, które miały na celu ratowanie życia dzieci oraz pacjentki. Wskazujemy, iż na postępowanie lekarzy nie wpływało nic innego, poza względami medycznymi i troską o pacjentkę i jej dzieci. Współpracujemy ze wszystkimi organami, które prowadzą postępowania wyjaśniające. Z tego powodu, z uwagi na prowadzone postępowanie w niniejszej sprawie, szpital nie może udzielać dodatkowych informacji” – kończy oświadczenie placówka.

Źródło: WPROST.pl