Małgorzata Kidawa-Błońska, który była twarzą kampanii parlamentarnej PO i jest wymieniana jako możliwa kandydatka tej partii na prezydenta, już zadeklarowała, że gdyby Tusk wyraził wolę walki o prezydenturę, to ona nie zamierza z nim konkurować. Chodzi rzecz jasna o wewnętrzną konkurencję w PO, ponieważ pojawił się pomysł, by w partii odbyły się prawybory kandydata na prezydenta. Nie byłoby to złe rozwiązanie, bo pobudza struktury i przyciąga uwagę mediów, co nie jest bez znaczenia u progu kampanii prezydenckiej. Problem jednak polega na tym, żew partii powinny się lada moment rozpocząć powszechne wybory na szefa Platformy, w których obecny lider Grzegorz Schetynastoczy bój o utrzymanie przywództwa. A przeprowadzenie jednych i drugich wyborów w tym samym czasie, to byłby nadmiar emocji dla partii po przejściach, który z powodu wstrząsów mogłaby się po prostu rozpaść.
Na dodatek na PO ciąży obecnie afera korupcyjna, której głównym bohaterem jest burmistrz dzielnicy Włochy, do wczoraj członek warszawskiej Platformy Obywatelskiej, złapany na gorącym uczynku przyjęcia łapówki. Według informacji portalu onet.pl afera, może mieć charakter rozwojowy i nie wiadomo kogo jeszcze z PO zahaczy. A w sytuacji takiej niepewności wszelkie wybory schodzą na dalszy plan.
Donald Tusk gdyby zadeklarował swój start w wyborach prezydenckich mógłby tą jedną decyzją rozwiązać wszystkie kłopoty Platformy. Bo i prawyborów by nie było i przeciwnicy Grzegorza Schetyny łatwiej doprowadziliby do jego obalenia, a i opinia publiczna mniej by się interesowała 200 tys. złotych, które wpadły do samochodu burmistrza. Bo tęsknota za Tuskiem, to tęsknota za starymi dobrymi czasami, gdy Platforma wygrywała wybory i uchodziły jej na sucho różne historie. Rzecz w tym, że nie wiadomo czy Tusk jeszcze chce być lekiem na wszystkie bolączki PO, czy też ma zupełnie inne plany.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
